Iwona Gleisner

 

Problem wolności w Internecie / The problem of freedom in Internet

 

 

Wstęp

Definicje wolności

Wolna kultura a prawa autorskie

Blogosfera

Kontrola państwa

Ograniczanie wolności w Internecie

Podsumowanie

Przypisy

 

 

 

Wstęp

Celem artykułu jest zwrócenie uwagi na najistotniejsze problemy związane z wolnością w Internecie. W dobie powszechnego dostępu do tego medium narastają kontrowersje pomiędzy zwolennikami pełnej swobody, a stronnikami prawnego ograniczania korzystania z zasobów globalnej sieci. Czy zatem Internet powinien być przestrzenią nieograniczonej niczym wolności? Odpowiedź na tak postawione pytanie, wbrew pozorom, nie jest oczywista, choć intuicyjnie chciałoby się odpowiedzieć twierdząco. Internet jest bowiem z założenia egalitarnym narzędziem komunikacji, przestrzenią swobodnego tworzenia i przepływu treści, dla których ograniczeniem jest tylko technologia (w coraz mniejszym stopniu) oraz ludzka wyobraźnia, której granic wyznaczyć nie sposób. Wolność zatem zdaje się być nie tylko immanentną, ale wręcz konstytutywną cechą tej wirtualnej przestrzeni, w której funkcjonuje Internet. Pojęcie wolności jest terminem wieloznacznym i niejednakowo rozumianym w różnorodnych kontekstach i w stosunku do różnych dziedzin życia. Najwięcej kontrowersji wiąże się z filozoficznym ujęciem wolności człowieka, łączonej tradycyjnie z pojęciem wolnej woli. W rozważaniach dotyczących wolności przyjmuje się rozróżnienie dwóch pojęć: wolności od czegoś, tj. od czynników ograniczających swobodę wyboru, oraz wolność do czegoś, pojmowanej jako działanie oparte na poznaniu i wykorzystaniu konieczności przyrodniczych i społecznych[1]. W obydwu tych znaczeniach wolność nie jest pojęciem absolutnym i – jak każda sfera ludzkiej aktywności – podlega ograniczeniom.

 

Definicje wolności

Kwestie zarówno wolności człowieka, jak i jego odpowiedzialności, to istotne tematy współczesnego świata. Trudno je zdefiniować i wyznaczyć ich zakres. Są to bowiem zagadnienia, które dotąd nie zostały do końca zgłębione, które wielu filozofom, etykom czy prawnikom przysparzają wiele problemów. W życiu codziennym często wypowiadane są słowa odnoszące się do różnych wolności: wolności osobistej, wolności słowa, wolności zgromadzeń, wolności od strachu, wolności religijnej czy politycznej. W kulturze europejskiej wolności przypisuje się dużą wartość, choć wieloznaczność pojęcia prowadzi do fundamentalnych sporów i zajmowania nie dających się pogodzić stanowisk[2]. Najogólniej pojęcie wolności określa się jako autonomię od wszelkiego rodzaju uwarunkowań czy zależności. W węższym zakresie wolność jest definiowana jako wolność zewnętrzna, czyli stan, w którym jednostka nie doświadcza przemocy, przymusu lub przeszkód ze strony innych osób, dążąc do wytyczonego sobie celu. Wolność słowa oznacza prawo do nieskrępowanego i swobodnego wypowiadania poglądów w jakiejkolwiek formie – ustnej czy pisemnej, ale także oznacza możliwość ich zapisu i utrwalania. Nierzadko wolność określa się w kategoriach całkowitej wolności, a więc również takiej, która nie jest ograniczana w jakikolwiek sposób przez prawo, z natury rzeczy normujące i regulujące działania jednostek[3].

Mówiąc o wolności, myślimy zatem przede wszystkim o przeciwieństwie przymusu zewnętrznego. Jest to więc swoboda działania[4], możność czynienia wedle woli i podejmowania decyzji spośród wszystkich opcji, bez jakiegokolwiek skrępowania i przymusu. Z drugiej strony nie ma wolności tam, gdzie nie ma prawa. Wówczas słowo „wolność” pozbawione jest sensu. Oznacza to, że wolność w naszym świecie jest zawsze w jakiś sposób ograniczona, może istnieć tylko tam, gdzie coś jest dozwolone, a coś zakazane. Nie ma też jednej zasady określającej o ile więcej albo mniej wolności jest dla człowieka dobre[5]. Jak pisze Yochai Benkler, „wolność jest nierozerwalnie związana z różnorodnością ograniczeń, a nie z optymalną równowagą wolności i ograniczeń, symbolizującą jeden jedyny układ instytucjonalny. To właśnie ta wielorakość ograniczeń umożliwia jednostkom planowanie różnych fragmentów i aspektów życia w różnych kontekstach instytucjonalnych, korzystając z różnego stopnia wolności i bezpieczeństwa, które są w nich możliwe”[6]. Autor nie opowiada się za ograniczaniem, w imię autonomii, prawodawstwa, którego skutkiem jest zniesienie jakiejkolwiek pojedynczej możliwości, bez względu na ilość tych wciąż pozostających do dyspozycji. Obawa wynika bardziej z przepisów, które stale i znacząco zmniejszają liczbę i różnorodność możliwości, jakie są dostępne dla ludzi w społeczeństwie[7].

 

Wolna kultura a prawa autorskie

Internet jest czymś więcej niż tylko nowoczesnym miejscem szybkiego przekazywania informacji, jest przestrzenią tworzenia się kultury. Dał ludziom jeszcze jedną, wyjątkowo bogatą możliwość uczestniczenia w kreowaniu kultury wykraczającej poza lokalność. Siła globalnej sieci w istotny sposób zmieniła kształt rynku kultury w ogóle, a proces ten zagraża istniejącym przemysłom medialnym. Wolna kultura nie jest jednak kulturą bez własności, w której twórcy nie otrzymują wynagrodzenia. Byłaby to bowiem kultura anarchii a nie wolności. Należałoby jednak bronić wolnej kultury opartej na równowadze pomiędzy anarchią a kontrolą, wypełnionej prawami własności i umowami, nad których przestrzeganiem czuwa państwo[8].

Najwięcej bodaj emocji wzbudza kwestia praw autorskich, chroniących własność intelektualną pisarzy, muzyków, naukowców czy programistów[9]. Zgodnie z prawem wykorzystanie cudzej twórczości bez zgody właściciela praw autorskich jest nielegalne, a kopiowanie utworów lub tworzenie utworów zależnych jest naruszeniem tych praw. Tymczasem w Internecie pobieranie plików i wymienianie się plikami z muzyką, filmem czy oprogramowaniem pirackim należy do codziennych zachowań wielu internautów. Problem piractwa intelektualnego nie jest nowy, a Internet oraz nowe technologie przyczyniły się jedynie do umasowienia i popularyzacji tych form przestępczości[10]. Wielu internautów przyzwyczaiło się już do tego, że w sieci wszystko jest dostępne za darmo. Część z nich nawet nie wie, że łamie prawo, czego najlepszym dowodem jest nagminne wykorzystywanie znalezionej przy pomocy wyszukiwarki Google grafiki[11]. Podstawowym celem wprowadzenia prawa autorskiego była ochrona interesów twórców i stworzenie zachęty do tworzenia. Drugim filarem była obrona interesów społeczeństwa – gwarancja, że po pewnym czasie majątkowe prawa autorskie wygasną, a utwory przejdą do tzw. domeny publicznej i staną się własnością ogółu społeczeństwa. Aby zachować jak największą przestrzeń dla swobody tworzenia, powołano do życia zasadę dozwolonego użytku[12]. Prawo autorskie w istocie w dużym stopniu chroniło dziedzictwo kulturowe przed nadmierną kontrolą twórców, dbając o równowagę między interesem prywatnym a dobrem publicznym[13]. Lawrence Lessig, rzecznik wolnej kultury, twierdzi, że to nie prawo autorskie jest naszym wrogiem, ale regulacja, z której nie wynika nic dobrego, ponieważ przynosi więcej szkody niż korzyści regulując kopiowanie niekomercyjne, a przede wszystkim niekomercyjne przekształcanie utworów. Jakkolwiek przyznaje, że prawa autorskie są rodzajem własności i państwo powinno je chronić, to równocześnie postuluje zachowanie równowagi pomiędzy istotną koniecznością stwarzania zachęty dla autorów i artystów oraz równie ważną potrzebą zapewnienia dostępu do twórczości. Efektem przesadnego zwiększenia ochrony praw autorskich mogą być daleko idące konsekwencje dla wolnej kultury, wręcz niszczące dla środowiska twórczego[14]. Wolna kultura w coraz większym stopniu staje się ofiarą wojny z piractwem, a prawo własności, jakim jest prawo autorskie traci równowagę i przechyla się w stronę skrajności[15]. Nie ulega wątpliwości, że musi istnieć jakiś zestaw podstawowych reguł dotyczących prawa autorskiego. Jednak zarówno obrońcy wolnego rynku, jak i obrońcy wolnej kultury podkreślają stanowczo, że potrzeba istnienia pewnych regulacji nie oznacza, że skuteczność prawa uzależniona jest od liczby przepisów. Niejasno określone ramy prawa autorskiego powodują stałe zagrożenie odpowiedzialnością karną, co ogranicza swobodę tworzenia. Nadmierna regulacja natomiast ogranicza kreatywność, innowacyjność, twórczość w ogóle. Prawo powinno regulować określone obszary kultury, ale tylko tam, gdzie regulacja przynosi korzyści, a legalna wymiana i ponowne wykorzystanie własności intelektualnej stanowi niezaprzeczalną korzyść społeczną[16]. Lessig proponuje przywrócenie instytucji ochrony praw autorskich pierwotnego znaczenia. Oznacza to, że prawa te mają stymulować twórczość poprzez zapewnienie ochrony twórcom, a nie koncernom wydawniczym, fonograficznym czy filmowym. Lessig przekonuje, że istotą twórczości było zawsze połączenie kopiowania, imitacji dorobku już istniejącego z aktami oryginalnej ekspresji. Rozwój twórczości może zapewnić jedynie możliwość legalnego korzystania z dorobku innych twórców. Ostatecznie to sam autor miałby decydować, w jakim stopniu jego dzieło ma być wolne i dla kogo dostępne[17].

Nie wszyscy jednak zgadzają się z takim podejściem. Jednym z jego krytyków jest Andrew Keen, który twierdzi, że teorie Lessiga są błędne i niebezpieczne. Według niego publiczna własność treści cyfrowych jest niedopuszczalnym wykorzystywaniem czyichś zdolności i przywłaszczaniem sobie twórczej pracy innych ludzi[18]. Zapewne każde z tych stanowisk znajduje swoich zwolenników, jak i stanowczych przeciwników. Rewolucja technologiczna, która pociągnęła za sobą zmianę charakteru dóbr informacyjnych, stała się impulsem dla dwóch przeciwstawnych sobie procesów – pierwszy dotyczy zamykania dostępu do zasobów poprzez zaostrzanie przepisów własności intelektualnej i penalizację ich nadużyć, drugi nurt działań stawia sobie za cel udostępnianie i rozprzestrzenianie jak największej liczby materiałów informacyjnych. Zwolennicy zamykania dostępu apelują o traktowanie informacji jako własności, na wzór własności materialnej, natomiast propagatorzy idei otwierania mówią o dobrach informacyjnych jako dobrach wspólnych. Spór ten znajduje odzwierciedlenie w sferze norm, zarówno formalnych, jak i nieformalnych[19].

Internet jest jednak medium w dużym stopniu wymykającym się kontroli. Pozwala każdemu w niemal nieograniczony sposób wyrażać poglądy, ideologie, sprzeciw przeciwko komuś lub czemuś. Zachęca do swobodnej, nieskrępowanej i niekontrolowanej wypowiedzi. Wiele osób uważa, że wprowadzenie kontroli treści w Internecie uderza w demokratyczną swobodę dysponowania sobą i własnością, z zastrzeżeniem, że wolność ta nie powinna ograniczać innych. Trudności w kontrolowaniu tego medium wiążą się z jego ogromną pojemnością, brakiem struktury, organizacji i zarządzania[20]. Ponieważ regulacja Internetu przez władze państwowe przy wykorzystaniu tradycyjnych instrumentów prawa okazuje się w znacznej mierze niemożliwa, a oddanie władzy w ręce wytwórców sprzętu czy oprogramowania oznacza wyrzeczenie się wolności, skuteczniejszą może okazać się droga samoregulacji internetowych społeczności[21]. Najlepszym przykładem takiej autoregulacji jest Wikipedia – otwarta encyklopedia, dostępna on-line, która tworzyć mogą wszyscy internauci[22]. Zestaw reguł, na jakich jest oparta, pozwala na istnienie sprawnie działającej i samoregulującej się społeczności. Przykład Wikipedii pokazuje, że połączenie reguł wypracowanych przez samych rządzonych z wybranymi normami prawa jest możliwe. Weryfikuje działanie przepisów prawa powszechnego wskazując, które z nich sprawdzają się w cyberprzestrzeni[23]. Zasady Wikipedii wypracowane zostały przez samych użytkowników. Decydująca jest tu nie większość opinii, ale siła argumentu. Motywy działania twórcy Wikipedii, Jimmy’ego Walesa, były komercyjne. Jako doświadczony gracz wolnego rynku wiedział, jak inwestować i jakich narzędzi ekonomicznych użyć, żeby jego projekt przyniósł zysk, nawet jeśli realizował go pod egidą altruizmu i globalnej współpracy. Takiego doświadczenia nie miał na przykład Richard Stallman, którego próba powołania do życia projektu konkurencyjnego wobec Wikipedii – Nupedii – nie powiodła się. Chciał on bowiem wprowadzić całkowitą wolność twórczą i udostępnić forum encyklopedii wszystkim, którzy chcieli zabrać głos, beż żadnej cenzury, co w konsekwencji zrodziło chaos i zniechęciło do dyskusji[24].

Wiele złożonych kwestii praktycznych niesie ze sobą zagadnienie prawnej ochrony programów komputerowych. Dozwolone korzystanie z programu komputerowego jest restrykcyjnie ograniczone przez przepisy prawa autorskiego, co rodzi wiele problemów, nie tylko dla użytkowników programów komputerowych, ale przede wszystkim dla ich twórców, których swoboda działania jest znacznie ograniczona. Jako pierwszy nie zgodził się z tym Richard Stallman, założyciel ruchu wolnego oprogramowania, którego celem jest stworzenie alternatywy dla istniejących, nieadekwatnych rozwiązań prawnych[25]. Ruch wolnego oprogramowania zmienił radykalnie rynek programów komputerowych i system ochrony praw autorskich. W praktyce niesie ze sobą wiele korzyści: daje użytkownikom i twórcom większą swobodę korzystania z programów, pozwala dostosować je do indywidualnych potrzeb[26].

Próbą nowego podejścia do pojęcia praw autorskich i znalezienia równowagi prawnej pomiędzy interesami twórców a potrzebami odbiorców jest inicjatywa Creative Commons[27]. W imię wolnej kultury ma ona na celu zachęcanie do powszechnego dzielenia się własnymi utworami. Twórczość – według Lawrence’a Lessiga, autora idei – nie może istnieć bez łączenia, kopiowania czy imitacji dorobku już istniejącego z nowymi dziełami. Aby móc przyczyniać się do rozwoju wiedzy twórcy muszą mieć możliwość legalnego korzystania z dorobku innych, bez obawy o konsekwencje ewentualnego naruszenia praw autora czy dysponenta praw majątkowych. Dlatego też zwraca się bezpośrednio do twórców, którzy sami powinni decydować o tym, w jaki sposób mogą być wykorzystywane ich prace[28].

Ruch wolnego oprogramowania wraz z ruchem wolnej kultury i ruchem naukowców na rzecz otwartych publikacji i otwartej archiwizacji mają na celu stworzenie samoumacniającego się pod względem prawnym obszaru otwartego dzielenia się kulturą. Nie przeczą istnieniu podobnych do własności praw do informacji, wiedzy i kultury. Świadczą raczej o świadomej decyzji osób w nich uczestniczących co do wykorzystania praw autorskich, patentów i podobnych praw do stworzenia zasobów, z których można swobodnie korzystać[29].

 

Blogosfera

Ciekawym zjawiskiem cyberprzestrzeni są zyskujące coraz większą popularność internetowe dzienniki, tzw. blogi, czyli współczesna wersja tradycyjnych pamiętników. Początkowo ich autorzy ograniczali się do dzielenia się przemyśleniami na tematy głównie osobiste. Stopniowo zaczęły się pojawiać liczne blogi opisujące i komentujące bieżące wydarzenia polityczne czy gospodarcze. Autorzy nierzadko poddają je surowej krytyce, korzystając bez ograniczeń z internetowej anonimowości, nie krępowani prawnymi ograniczeniami[30]. Okazuje się, że ocena blogów w świetle przepisów prawa budzi liczne kontrowersje i wątpliwości. Niezwykła łatwość publikowania w Internecie rozmaitych treści sprawia, że istnieje pokusa przekraczania granic moralnych i prawnych. Prawo nie stanowi skutecznego narzędzia w regulacji nowego zagadnienia, jakim są blogi. Tradycyjne przepisy prawa prasowego powstały w innym celu i nie nadają się do bezpośredniego zastosowania do cyberprzestrzeni. Regulacji polskiego wycinka blogosfery nie są w stanie podołać przepisy krajowe, tym bardziej więc kwestia unormowania odpowiedzialności autorów wpisów nie może być skutecznie regulowana prawem. Internautom prowadzącym elektroniczne dzienniki pozostaje odwołać się powszechnych standardów etycznych i w oparciu o nie próbować wypracować skuteczne rozwiązania. Benkler słusznie zauważa, że zdemonopolizowały one dostęp do informacji, dotąd trzymany żelazną ręką przez mass media. Wbrew obawom, rozdrobnione fragmenty informacji w Internecie nie powodują zaniku wolności opinii. Dzięki popularnej w sieci wymianie treści źródłowych (najczęściej poprzez wskazanie odnośnika do wartościowych, rozrywkowych czy ciekawych artykułów) powstają społeczności skoncentrowane wokół zjawisk czy tematów, które w świecie pozawirtualnym uznawane są za niszowe. Miejsce opiniotwórczych periodyków zajęły opiniotwórcze blogi. Monopol dziennikarzy na kształtowanie opinii publicznej został obalony, prowokując wielu z nich do zaistnienia również na internetowym forum. Wzrost popularności i liczebności blogów niesie ze sobą zagrożenia dla tradycyjnego dziennikarstwa, ale przede wszystkim dla znanych i uregulowanych standardów tworzenia i kontrolowania prasy. Niezbędne jest zatem wytyczenie nowych granic i ustanowienie racjonalnych wymogów dla dziennikarstwa obywatelskiego, realizowanego za pośrednictwem blogów[31]. Bardzo krytyczny w stosunku do blogosfery jest Andrew Keen, który uważa, że bez redaktorów, ludzi sprawdzających fakty, administratorów czy moderatorów, blogi są po prostu nierzetelne i niewiarygodne, pełne fałszu i plotek[32].

Internet jest stosunkowo nowym medium służącym do komunikowania, wyrażania myśli, przekazywania idei, poglądów, ale łatwość rozpowszechniania informacji stwarza też pole do nadużyć, wkracza w sferę wolności innych osób. Do niedawna wydawało się, że globalna sieć stanowi pole zupełnie nieuregulowane i nieobwarowane żadnymi zasadami. Ten stan rzeczy powoli się zmienia i prawodawcy oraz sądy zaczynają wyznaczać granice postępowania w Sieci. Osoby zamieszczające treści w Internecie muszą to czynić z zachowaniem minimum ostrożności, aby nie naruszyć granic wolności słowa, szczególnie w zakresie szeroko rozumianego bezpieczeństwa publicznego, przestępstw, moralności, porządku publicznego, dóbr osobistych innych osób oraz informacji tajnych i poufnych[33].

Każda wspólnota znajduje własne sposoby negocjacji i kształtowania norm społecznych[34]. W Internecie, podobnie jak w „świecie realnym”, obowiązują zasady właściwego zachowania. Nie istnieje jeden kanon określający prawidła zachowania we wszystkich wirtualnych środowiskach. Społeczności sieciowe w różny sposób wyznaczają granice tego co wolno, a czego nie. Istnieje jednak pewien zestaw zasad ogólnych, które są – lub nie – dobrowolnie przyjmowane przez użytkowników Internetu, nazwany netykietą. Można powiedzieć, że netykieta to zespół zasad umiejscowionych pomiędzy przepisami prawa i normami etycznymi. Nie zostały wprawdzie formalnie i jednoznacznie skodyfikowane, ale co do podstawowych zasad panuje powszechna zgoda. Dotyczą one przede wszystkim respektowania praw autorskich, ochrony prywatności, bezpieczeństwa poczty elektronicznej, unikania spamu, stosowania zasad poprawnej pisowni i interpunkcji oraz szanowania innych użytkowników[35].

 

Kontrola państwa

Do fundamentalnych praw społeczeństwa informacyjnego należą: swobodny dostęp do globalnej infrastruktury informacyjnej, prawo własności, wiarygodność informacji oraz prawo do ochrony prywatności[36]. Gwarancja tych praw oraz ich ochrona jest dla współczesnych państw dużym wyzwaniem. Narodowe unormowania legislacyjne dotyczące Internetu są ograniczone terytorialnie. Immanentną cechą Internetu jest jego globalny zasięg, umożliwiający umieszczanie w jego zasobach dowolnych komunikatów. Problemem współczesnych państw staje się zatem przeciwdziałanie publikowaniu w sieci określonych treści. Zasadniczą kwestią w tym zakresie jest wyważenie racji pomiędzy bezpieczeństwem państw i społeczeństw, a wolnością jednostki i jej prawem do swobodnej wymiany informacji. Jak Internet sprawia, że trudniej jest reżimom autorytarnym kontrolować ludność, tak samo niespotykana otwartość i wolność środowiska usieciowionego wymaga nowych sposobów ochrony społeczeństw otwartych przed jednostkami i grupami działającymi destrukcyjnie[37]. Warunkiem skutecznego egzekwowania ograniczeń jest współpraca międzynarodowa. Konieczność wspólnych rozwiązań potwierdzają nie do końca efektywne działania, mające na celu powstrzymanie zamieszczania w Internecie nieprawdziwych, szkodliwych lub obraźliwych treści. W październiku 2012 r. portal społecznościowy Twitter, na wniosek niemieckiej policji, po raz pierwszy w swej historii zablokował konto neonazistowskiego ugrupowania Lepszy Hanower, organizacji zdelegalizowanej we wrześniu 2012 r. ze względu na wzywanie do nienawiści na tle narodowościowym i uprawianie nazistowskiej propagandy. Twitter niedawno zmienił przepisy regulujące korzystanie z portalu, by umożliwić taką ingerencję. Blokada jednak obejmuje tylko Niemcy, w innych krajach wiadomości neonazistów są na portalu nadal dostępne[38].

Wiele emocji wzbudziły zamieszczone w Internecie drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, do której doszło 10 kwietnia 2010 r. Informacje o zdjęciach pojawiły się w polskiej sieci 16 października 2012 r., ale według Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego opublikowano je już 28 września w rosyjskim Internecie, potem na serwerach w Niemczech, USA i na Ukrainie. Na wniosek ABW Rosja i Ukraina od razu zablokowały u siebie strony ze zdjęciami, nie udało się to natomiast w Niemczech i USA z uwagi na ograniczenia prawne w tych krajach[39]. W wielu państwach możliwość eliminowania nawet najbardziej szokujących materiałów jest ograniczona. Osobną kwestią pozostaje wolność i odpowiedzialność etyczna czy moralna autorów takich treści, która wymagałaby osobnego opracowania.

Często zwraca się uwagę na to, że Internet – jakkolwiek kojarzony na ogół z wolnością wypowiedzi – może również stać się narzędziem inwigilacji i nadzoru nad obywatelami. Daje bowiem różnym firmom i instytucjom duże możliwości śledzenia użytkowników, zbierania wiadomości i sporządzania baz danych o potencjalnych klientach. Również instytucje państwowe w coraz większym stopniu interesują się tym, co dzieje się w sieci[40]. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że cyberprzestrzeń powiększa sferę nie tylko wolności, ale i kontroli. Represje wobec niepokornych blogerów czy blokowanie dostępu do niepożądanych witryn stały się praktyką nagminnie stosowaną w niektórych krajach wrogo nastawionych do wolności w sieci, np. w Chinach[41]. Państwa autorytarne mogą korzystać z funkcji filtrowania i monitorowania przekazu. Istnieje przekonanie, że odpowiedni dostęp do narzędzi internetowych zapewni wszędzie większą wolność. Przykład Chin wskazuje jednak na coś innego. Chiny, bardziej niż jakikolwiek inny kraj, udowadniają, że możliwy jest powszechny dostęp do Internetu przy jednoczesnym zachowaniu kontroli jego wykorzystania[42].

 

Ograniczanie wolności w Internecie

Mimo że wolność wypowiedzi i poufność komunikacji są istotnymi wartościami i użytkownicy Internetu powinni mieć pewność, że ich prywatność i swoboda wypowiedzi będą chronione, to taka gwarancja nie może mieć charakteru absolutnego i w określonych sytuacjach, takich jak zapobieganie przestępstwom czy ochrona praw i wolności innych osób może być ograniczana[43]. Granice wolności słowa w Internecie teoretycznie wyznaczane są tak samo jak w rzeczywistym świecie. Praktyka jest jednak zupełnie inna. Przykładem mogą być komentarze do artykułów prasowych czy informacji umieszczanych na portalach internetowych. Zamieszczane posty często są emocjonalne i obraźliwe, a kwestie merytoryczne pojawiają się sporadycznie[44]. Jednak wolność wypowiedzi jest na stałe wpisana w ideę Internetu, stanowi wręcz część tożsamości sieciowej, stąd uzasadnione są sprzeciwy w kwestii jakiejkolwiek regulacji tego medium. Zatem kontrolować i cenzurować treści publikowane w Internecie, czy zgodnie z wolnościowymi ideałami wpisanymi w działanie tego medium pozostawić go własnemu biegowi, nie ingerując w zakres i treść informacji tam publikowanych? Opinie są różne. Niektórzy twierdzą, że wirtualne społeczności mogą umożliwić odnowienie tradycyjnych relacji międzyludzkich oraz ułatwić szerzenie ideałów wolności i demokracji. Inni uważają, że w tym nowym świecie rozprzestrzeniają się nierówność, wrogość, nietolerancja[45]. Wolność słowa w Internecie ma swoje dwie strony, w wielu przypadkach od użytkowników zależy w jakich celach będą wykorzystywać to narzędzie. Ważniejsza od restrykcji wydaje się być edukacja. Wolność człowieka, w tym wolność słowa, może i powinna być nieograniczona, przy założeniu, że nie ingeruje ona w obszar wolności drugiej osoby i nie stanowi dla niej zagrożenia. Czynnikiem ograniczającym zakres wolności słowa powinna być godność drugiej osoby. Wolność słowa nie może stanowić prawa jakościowo nieograniczonego, gdyż powinna uwzględniać poszanowanie wolności i praw innych, z włączeniem czci i dobrego imienia drugiego człowieka[46].

Przeciwnicy regulacji Sieci wskazują jednak, że ograniczanie wolności w Internecie oznacza zabicie jego istoty. Taki sposób myślenia był zapewne obecny wśród rzesz głównie młodych ludzi, którzy na początku 2012 r. protestowali przeciwko wprowadzeniu w życie postanowień umowy Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA). Skala i intensywność manifestacji zaskoczyła wszystkich, nie wyłączając samych ich uczestników[47]. ACTA miała być międzynarodową umową handlową dotyczącą zwalczania handlu towarami podrabianymi, więc teoretycznie nie powinna obchodzić internautów. Jak to się zatem stało, że umowa handlowa, w której chodzi o pieniądze spowodowała spór o wolność w Internecie? Wolność dla przeciwników ACTA była nośnym hasłem, za którym kryła się obawa o sankcje za nielegalne ściąganie z Internetu treści objętych prawem autorskim, zaś troska zwolenników ACTA o ochronę praw właścicieli wartości intelektualnych była w istocie próbą zapewnienia sobie przez wielkie koncerny (głównie medialne) nowego skutecznego narzędzia powiększania zysków. W postawach obu stron zatem nie brakowało hipokryzji, choć w większym, jak się zdaje, stopniu dotyczy to twórców i zwolenników ACTA. Przecież to nie Internet jest miejscem wytwarzania „podróbek”, a prawa autorskie w cywilizowanym świecie są dziś wszechstronnie zabezpieczone i wolność w Internecie przed konsekwencjami ich naruszania nie chroni. Ponieważ jednak nikt nie kwapi się wypowiadać handlowej wojny np. Chinom, których przemysł w dużej mierze opiera się na „podróbkach”, zdecydowano się na stworzenie narzędzia skuteczniejszego egzekwowania praw autorskich, z myślą o ściąganiu należności od tych, od których ściągnąć się je da. Fakt, że wiele krajów, w tym Polska, z pomysłu ACTA się wycofała, nie oznacza, że problem przesłał istnieć. Jak długo za używanie cudzej własności trzeba będzie płacić, a na zniesienie tej fundamentalnej dla życia społecznego zasady szczęśliwie się nie zanosi, wolność w Internecie (i nie tylko w nim) nie może być nieograniczona. Trudno wskazać bardziej oczywistą barierę swobody, niż bariera finansowa. Przecież za wiele treści dostępnych w Internecie trzeba zapłacić i nikt, może poza anarchistami, tego nie kwestionuje. Natomiast jeśli ktoś umożliwia swobodny dostęp do treści, do których udostępniania nie ma prawa, np. na portalach typu „chomikuj.pl”, to istnieją możliwości ścigania takich „piratów”, zaś indywidualny użytkownik Internetu nie powinien być z powodu korzystania z nich inwigilowany i karany.

Aspekt ekonomiczny, choć istotny, nie jest w omawianym zagadnieniu najważniejszy. Internet bowiem jest pierwszym globalnym medium, którego użytkownicy są nie tylko odbiorcami, ale także twórcami treści. Ta cecha sprawiła, że stał się zarówno najwszechstronniejszym źródłem wiedzy i informacji, jak też monstrualnym śmietnikiem gromadzącym wszelkie brednie i ludzkie dewiacje. W tym kontekście zasadne jest postawienie kwestii wolności nie tylko w sensie swobody odbiorcy, ale także – a może przede wszystkim – swobody nadawcy zamieszczanych tam treści. Skoro każdy ma prawo w sieci zaistnieć, czy to oznacza, że może w niej swobodnie umieszczać wszystko, co zechce? W pierwszym odruchu być może skłonni bylibyśmy powiedzieć, że tak (ograniczenia wolności kojarzą się źle), ale nawet bardzo pobieżna refleksja powoduje wątpliwości wobec tak kategorycznego stwierdzenia. Wolność jest bez wątpienia wartością pozytywną, jedną z najważniejszych, wręcz konstytuujących ludzką egzystencję, ale czy jest wartością bezwzględną? Praktyka życia codziennego wskazuje, że nie sposób na to pytanie odpowiedzieć twierdząco. Natychmiast jednak rodzi się pytanie, kto i na jakich zasadach miałby ograniczać wolność w Internecie? Pomijając fakt, że globalna cenzura prewencyjna globalnej sieci jest raczej technicznie niemożliwa, podkreślić należy, że jest też ze wszech miar niepożądana, skoro raczej nikt nie tęskni do tego, by żyć pod czujnym okiem Wielkiego Brata, w świecie, jaki stworzył George Orwell w powieści Rok 1984. Pytanie o granice wolności w Internecie staje się zatem pytaniem filozoficznym, a ściślej biorąc aksjologicznym. Wolność człowieka żyjącego w społeczeństwie podlega wielorakim ograniczeniom, choćby tylko wynikającym z norm współżycia. Jakkolwiek granice norm społecznych nie są sztywne i – zwłaszcza współcześnie – są na różne sposoby przesuwane, najczęściej pod hasłem poszerzania obszaru wolności jednostki, to samo istnienie tych norm nie jest kwestionowane. Wręcz przeciwnie, one także są istotną i bezwzględnie konieczną wartością w życiu każdej społeczności, a zatem mają wymiar globalny. Mamy zatem – w pewnym uproszczeniu – sytuację współistnienia i współzależności dwóch istotnych wartości: wolność jednostki z jednej, a normy życia społecznego z drugiej strony. I właśnie przez taki pryzmat spojrzeć należy na zagadnienie swobody w Internecie.

 

Podsumowanie

Najbardziej ogólną i raczej powszechnie przyjętą granicą wolności jednego człowieka jest wolność drugiego. Korzystając z dobrodziejstw wolności słowa, prawa do posiadania własnych poglądów i dóbr, prawa do poszanowania osobistej godności, nie można zapominać, że te same prawa przysługują innym, a zatem wszelkie działania jednostki, nie mogą ograniczać i naruszać praw innych ludzi. Nie ma żadnych powodów, by te normy postępowania w realnej rzeczywistości nie odnosiły się w tym samym stopniu do przestrzeni wirtualnej w Internecie. W końcu jest to tylko narzędzie i choć bez wątpienia wpłynęło ono na życie społeczne, to mimo wszystko człowiek jest jego twórcą, a nie tworzywem. Rozpowszechnianie w Internecie treści prawnie zakazanych (pedofilia, nawoływanie do przestępstw, propagowanie faszyzmu czy komunizmu, przygotowywanie działań o charakterze terrorystycznym) jest i powinno być karane. Administratorzy portali, na których takie treści są zamieszczane muszą mieć bezwzględne prawo, a nawet obowiązek ich usuwania. Odrębną i niezwykle istotną kwestią jest powszechnie występujący w Internecie brak odpowiedzialności za słowo, zwłaszcza w anonimowych wulgarnych „postach”, świadomie wymierzonych w godność osoby, dobre imię grupy społecznej bądź organizacji, której dotyczą. Wydaje się, że nie byłoby naruszeniem wolności wypowiedzi, gdyby udało się praktycznie wdrożyć zasadę, że wpisy i komentarze w Internecie nie mogą funkcjonować anonimowo, że technicznym warunkiem ukazania się treści w Internecie jest zarejestrowanie się i podanie swych danych osobowych (w formie ukrytej dla ogółu odbiorców). Ogólnie rzecz ujmując powinna obowiązywać zasada – tyle wolności, ile odpowiedzialności. Ograniczenia zawsze jednak winny mieć charakter zindywidualizowany, odnoszący się do konkretnej osoby czy grupy osób podejmujących sprzeczne ze społecznymi normami działania. W żadnym natomiast przypadku nie mogą to być ograniczenia wprowadzane na drodze administracyjnych decyzji władzy i dotyczące społeczeństwa. Takie formy działania są przejawem totalitaryzmu i żadnymi względami nie mogą być usprawiedliwione.

 

Przypisy

[1] Wielka encyklopedia powszechna PWN (1969), t. 12, Warszawa, s. 477.

[2] Nowa encyklopedia powszechna PWN (1998), t. 6, Warszawa, s. 881.

[3] Sobczak, J. (2007), Wolność słowa a zjawisko inwigilacji przekazu internetowego, w: Sokołowski M. (red.), Oblicza Internetu. Architektura komunikacyjna sieci, Elbląg, s. 71-72.

[4] Anzenbacher, A. (1992), Wprowadzenie do filozofii, Kraków, s. 290.

[5] Kołakowski, L. (2009), Mini wykłady o maxi sprawach, Kraków, s. 87.

[6] Benkler, Y. (2008), Bogactwo sieci. Jak produkcja społeczna zmienia rynki i wolność, Warszawa, s. 159.

[7] Tamże, s. 164.

[8] Lessig, L. (2005), Wolna kultura, Warszawa, s. 35.

[9] Własność intelektualna to bardzo szerokie pojęcie, które obejmuje w zasadzie wszystkie formy kultury. Dziś własnością intelektualną są nie tylko książki czy filmy, ale także bazy danych, programy komputerowe itp. Zob. O własności intelektualnej, dostępny na WWW: http://www.wlasnosc-intelektualna.pl/wlasnosc-intelektualna.html?start=1, dostęp 20 kwietnia 2013.

[10] Społeczeństwo informacyjne. Istota, rozwój, wyzwania (2006), Warszawa, s. 174.

[11] Peterek, M. (2012), Czy dorośliśmy już do dialogu o prawie autorskim?,
dostępny na WWW: http://www.dobreprogramy.pl/Czy-doroslismy-juz-do-dialogu-o-prawie-autorskim,Aktualnosc,37440.html, dostęp 20 kwietnia 2013.

[12] W prawodawstwie polskim dozwolony użytek oznacza ograniczenie monopolu właściciela praw autorskich i określa zakres działań umożliwiających obywatelom korzystanie z dóbr kultury, bez konieczności pytania autora o zgodę. Zob. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 r., Dz. U. 1994, nr 24, poz. 83.

[13] Hofmokl, J. (2009), Internet jako nowe dobro wspólne, Warszawa, s. 153.

[14] Lessig, L. (2005), Wolna kultura, s. 157.

[15] Tamże, s. 201-202.

[16] Tamże, s. 227-336.

[17] Tamże, s. 35.

[18] Keen, A. (2007), Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę, Warszawa, s. 138-139.

[19] Hofmokl, J. (2009), Internet, s. 152.

[20] McQuail, D. (2007), Teoria komunikowania masowego, Warszawa, s. 166.

[21] Kulesza, J. (2012), Ius internet. Między prawem a etyką, Warszawa, s. 56.

[22] Wikipedia to internetowa encyklopedia oparta na idei swobodnego dostępu i możliwości edycji. Każdy może nie tylko korzystać z niej bezpłatnie, ale także zostać autorem haseł. Umożliwia to system wiki – narzędzie do współpracy nad dokumentami za pośrednictwem Internetu. Każdy autor hasła zachowuje prawo autorskie do tekstu, ale jednocześnie zgadza się bezwarunkowo i na zawsze na dowolną redystrybucję, tworzenie prac pochodnych i komercyjne wykorzystanie treści. Zob. Wikipedia, dostępny na WWW: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia, dostęp 20 kwietnia 2013.

[23] Kulesza, J. (2012), Ius internet, s. 81.

[24] Tamże, s. 260-261.

[25] Wolne oprogramowanie (ang. free software) to pojęcie rozumiane w kontekście wolności twórczej. Utożsamiane jest z bezpłatnymi i powszechnie dostępnymi odpowiednikami kosztownych programów komercyjnych, choć faktycznie jest to zagadnienie znacznie szersze i oparte o ponadkomercyjną ideologię. Wolne oprogramowanie odnosi się do prawa użytkowników do swobodnego uruchamiania, kopiowania, rozpowszechniania, analizowania, zmian i ulepszania programów. Fakt jego bezpłatnego wykorzystywania jest tylko elementem dodatkowym, konsekwencją realizowanego, szerszego znaczenia. Wolne oprogramowanie stało się przyczyną powstania jego zmodyfikowanej wersji – ruchu otwartego oprogramowania (ang. Open Source Software). Jest to frakcja kierująca się względami pragmatycznymi, której twórcy uznali, że należy promować wolne oprogramowanie wyłącznie ze względu na jego wyższość techniczną, nie z racji jego filozoficznych podstaw, zakładających swobodę twórczą. Zob. Co to wolne oprogramowanie?, dostępny na WWW: http://www.gnu.org/philosophy/free-sw.pl.html, dostęp 20 kwietnia 2013.

[26] Kulesza, J. (2012), Ius internet, s. 189.

[27] Creative Commons jest międzynarodowym projektem, powołanym do życia w 2001 r. w USA z inicjatywy naukowców (głównie prawników) i intelektualistów zaangażowanych w pracę na rzecz ochrony i promocji wspólnych dóbr kultury. Oferuje darmowe rozwiązania prawne i inne narzędzia służące zarządzaniu przez twórców prawami autorskimi do swoich utworów. Licencje Creative Commons to zestaw gotowych narzędzi prawnych skierowanych zarówno do twórców, jak i do odbiorców. W myśl zasady „pewne prawa zastrzeżone” twórca sam określa warunki, na których udostępnia swoje utwory – ograniczenia i swobody, które nakłada na odbiorców stworzonych przez siebie treści. Zob. O nas, dostępny na WWW: http://creativecommons.pl/o-nas/, dostęp 20 kwietnia 2013.

[28] Kulesza, J. (2012), Ius internet, s. 142.

[29] Benkler, Y. (2008), Bogactwo sieci, s. 472-473.

[30] Kulesza, J. (2012), Ius internet,s. 192.

[31] Tamże, s. 262-263.

[32] Keen, A. (2007), Kult amatora, s. 76.

[33] Popis, M. (2009), Wolność słowa w Internecie, dostępny na WWW: http://liberte.pl/wolnosc-slowa-w-Internecie/, dostęp 20 kwietnia 2013.

[34] Burgess, J., Green, J. (2011), Youtube. Wideo online a kultura uczestnictwa, Warszawa, s. 137.

[35] Podgórski, M. (2006), Wirtualne społeczności i ich mieszkańcy. Próba e-tnografii, w: Kurczewski J. (red), Wielka sieć. E-seje z socjologii Internetu, Warszawa, s. 208-209.

[36] Społeczeństwo informacyjne, s. 19.

[37] Benkler, Y. (2008), Bogactwo sieci, s. 476.

[38] Twitter blokuje treści neonazistowskie (2012), „Polska Gazeta Krakowska”, nr 245, s. 9.

[39] Wroński, P. (2012), Kto zrobił drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej?, „Gazeta Wyborcza”, nr 244, s. 7.

[40] Podgórski, M. (2006), Wirtualne społeczności, s. 105-106.

[41] Szpunar, M. (2010), Granice wolności słowa w Internecie, dostępny na WWW: www.magdalenaszpunar.com/_publikacje/2010/wolnosc.pdf, dostęp 20 kwietnia 2013.

[42] Benkler, Y. (2008), Bogactwo sieci, s. 249.

[43] Kulesza, J. (2012), Ius internet,s. 198-199.

[44] Społeczeństwo informacyjne, s. 176.

[45] Podgórski, M. (2006), Wirtualne społeczności, s. 77.

[46] Szpunar, M. (2010), Granice wolności

[47] Bendyk, E. (2012), Bunt Sieci, Warszawa, s. 10.